Autor: admin

  • Ajurwedyjskie remedia na trądzik ~ Marta Lebre

    Ajurwedyjskie remedia na trądzik ~ Marta Lebre

    Trądzik. Brzydki temat. A fuj! Jakby to było dobrze gdyby mnie nie dotyczył! Ale dotyczy, dotyczył i prawdopodobnie nadal w jakimś tam stopniu dotyczyć będzie. I skoro tak jest to czemu by nie podzielić się moim doświadczeniem a dokładniej tym jak ajurweda pomogła mi jeśli nie wygasić, to chociaż ukoić ten problem i co najważniejsze zrozumieć o co w nim tak naprawdę chodzi.

    Moje podejście do tematu opiera się na paru istotnych założeniach. Po pierwsze i najważniejsze, istnieją na tym świecie osoby, które mają większe niż reszta tendencje do trądziku. Kosmetologia określa ich per “osoby z cerą trądzikową” a ajurweda większe predyspozycje do zmian trądzikowych przypisuje osobom, które mają w swojej konstytucji (prakriti) doszę pitta lub doszę kapha. Trądzik typu pitta wiąże się bezpośrednio z przewagą elementu ognia (tejas), która objawia się wzmożoną tendencją do podrażnień skóry i stanów zapalnych. Cerę osób pitta określa się jako szczególnie wrażliwą na warunki zewnętrzne i nieodpowiednią, nadmiernie wysuszającą bądź podrażniającą pielęgnację. Co więcej, cokolwiek dzieje się w głowie pitty, odbija się na jej twarzy. Stresy, frustracje, skumulowany gniew dosłownie i w przenośni zaogniają problem. Zmiany trądzikowe typu pitta przeważają w środkowej części twarzy, są suchsze, czerwonawe lub żółtawe, mogą swędzieć lub piec, łatwo się rozprzestrzeniają. U kaphy zaś zmiany trądzikowe wiążą się z nadmierną oleistością (element wody, jalla), powiększonymi porami, które łatwo się zapychają. Wypryski są większe, wodniste lub ropne. Często pojawiają się w dolnej części twarzy. Im więcej stresu przeżywa kapha, im mniej sensu widzi w swoim życiu, im trudniej jest jej odpuścić, tym bardziej uciążliwy i nawracający jej trądzik.

    Kolejnym istotnym założeniem jest spojrzenie na trądzik jako na metodę oczyszczania, do której nasz organizm zostaje niejako zmuszony. Zdrowy organizm oczyszcza się sam na różne sposoby. Produktami ubocznymi codziennego oczyszczania są tzw. malas: kał (purisha), mocz (mutra) i pot (sweda). Jeśli ten naturalny proces oczyszczania zostanie w jakiś sposób zaburzony np. poprzez nieodpowiednią dietę, która osłabia nasz ogień trawienny (agni), doprowadzając dajmy na to do chronicznych zaparć, skóra jako potężny i rozległy organ oczyszczania ciała, przejmie część tej pracy. Podobnie rzecz się będzie miała gdy antyperspirantami zablokujemy organizmowi możliwość oczyszczania się poprzez pot. Widać to szczególnie wyraźnie u kobiet w fazie przed okresem kiedy to wyprysków i wągrów jest najwięcej. Zazwyczaj po miesiączce, która też jest formą oczyszczania się organizmu, skóra wraca do normy, jej wygląd znacznie się poprawia.

    Trzecim już elementem całej koncepcji jest zaczerpnięte oczywiście z ajurwedy przekonanie o nierozerwalnym połączeniu ciała, ducha i umysłu. To jak myślimy i co czujemy odbija się na tym jak wyglądamy. Według Pratimy Raichur, autorki “Absolute beauty” blisko 70% wszelkich problemów ze skórą ma swoje źródło w stresie. Tak jak pisałam wyżej trądzik jest fizycznym odbiciem naszych nieprzeżytych frustracji, napięć i gniewu (zwłaszcza u osób o przewadze pitta) tudzież rozczarowania, inercji, nadmiernego przywiązania (przede wszystkim u kaphy). Ponadto, u osób o cerze trądzikowej widać na twarzy wszelkie “złe” decyzje żywieniowe. Widać zwłaszcza nadmiar przetworzonego jedzenia, smażonek, cukru, czerwonego mięsa, owoców morza a także wszelkich używek, pokarmów ostrych, fermentowanych i rozgrzewających. Dodatkowo każdy z nas ma swoje indywidualne słabostki, które dzięki wzmożonej uważności może zidentyfikować. Na przykład mój organizm nie radzi sobie z trawieniem czekolady, żółtego sera, mięsa. Unikam więc tych produktów a jeśli zdarzy mi się je zjeść, to daję sobie przestrzeń na przejściowe problemy z cerą. Taka bijąca po oczach nadwrażliwość może nam spędzać sen z powiek a możemy też spojrzeć na nią jako na pewnego rodzaju błogosławieństwo, które na dłuższą metę chroni nas przed rozwojem poważniejszych chorób. Podobnie jest z emocjami. To każdy z nas indywidualnie decyduje czy odbierze wysyłany przez skórę sygnał i czy to, co pozornie wydaje się słabością, przekuje na swoją siłę i na rozwój duchowy.

    Śodhana versus Śamana

    Wszelkie podejmowane w ajurwedzie terapie dzieli się na dwie grupy: śamana i śodhana (Joshi 2014). Do pierwszej grupy należą głównie zabiegi doraźne i wszystkie te działania, które mają na celu złagodzenie uciążliwych objawów. Terapie śamana chociaż przynoszą wyczekiwaną ulgę w dolegliwościach – w przeciwieństwie do terapii śodhana – nie usuwają przyczyn choroby. Przykładem terapii śodhana jest basti czyli lecznicza lewatywa, będącą częścią terapii panchakarma. Lekarz ajurwedyjski przeprowadzający basti wybiera jaki typ lewatywy będzie najbardziej odpowiedni (np. oczyszczająca niruha albo bardziej odżywcza anuvasana), a więc dobiera nośnik (anupana) i zioła do aktualnego stanu (vikriti) i wrodzonej konstytucji (prakriti) pacjenta. Basti ma na celu oczyszczenie złogów, nazywanych w ajurwedzie ama, nagromadzonych głównie w dolnej części jelita grubego i okrężnicy wskutek przeróżnych problemów trawiennych. Przywrócenie prawidłowych funkcji trawiennych i wydalniczych w tym obszarze sprawia, że nasz organizm nie musi już dłużej uciekać się do alternatywnych form oczyszczania poprzez skórę czyli np. do trądziku.

     Większość zabiegów kosmetycznych, o których będę tu wspominać ma jednak naturę śamana. Tym samym nie ma co oczekiwać, że same w sobie uchronią nas one przed trądzikiem. Należałoby się raczej spodziewać, że w zależności od zastosowanej metody złagodzą świąd lub stan zapalny, zasuszą powstałe zmiany albo przyspieszą ich gojenie. Optymalnych efektów możemy się spodziewać wtedy, gdy dotrzemy do źródła naszego problemu, co często sprowadza się do wprowadzenia daleko idących modyfikacji w naszej diecie i w rutynie dnia codziennego (dinacharya) tak aby zbliżyć się do stanu naszej pierwotnej równowagi (prakriti). Mówiąc bardziej obrazowo, jeśli długotrwały stres ze wszystkimi jego konsekwencjami i dieta oparta na mocno przetworzonych, ciężkich i tłustych posiłkach leżą u źródła naszych dolegliwości, to na nich najpierw powinniśmy skupić naszą uwagę. Tego typu diagnozy i późniejsze modyfikacje mają charakter wysoce indywidualny, gdyż każdy z nas jest jedyną w swoim rodzaju konfiguracją pięciu żywiołów (eteru, powietrza, ognia, wody i ziemi). To co jednym szkodzi, dla innych jest lekarstwem. Dla przykładu smak słodki (nie mam na myśli cukru!) będzie równoważył doszę pitta ale już dla doszy kapha w dużych ilościach może się okazać niewskazany. Zupełnie odwrotnie jest ze smakiem ostrym, wskazanym dla kapha a w nadmiarze zaburzającym pitta. Wychładzające oddychanie lewym nozdrzem może przynieść ulgę głównie osobom cierpiącym na trądzik natury pitta a wszelkie zabiegi parowe oczyszczające pory będą bardziej wskazane dla kaphy. Pitta, często posiadająca cerę naczynkową i jednocześnie mająca predyspozycje do krwawień z nosa, bardziej skorzysta z delikatniejszych ziołowych kompresów np. na bazie kolendry, płatków róży, mięty czy drzewa sandałowego.

    Pielęgnacja cery trądzikowej

    Dla cery trądzikowej, zarówno typu pitta jak i typu kapha, szczególnie ważne jest codzienne oczyszczanie cery, które może być wykonywane jako osobny zabieg lub stanowić część siedmiostopniowego rytuału piękna (Raichur, Cohn 1997; Sachs 2014). Niezwykle ważne jest unikanie wszelkich substancji komedogennych czyli np. masła kakaowego, lanoliny, oleju kokosowego. Im prostsza i bardziej jadalna będzie nasza pielęgnacja, tym większe korzyści dla skóry. Osoby o przewadze doszy pitta (cera mieszana, wrażliwa) powinny oczyszczać cerę delikatną pastą na bazie mąki owsianej lub mąki besan (mąka z ciecierzycy) zmieszanej z wodą różaną albo z sokiem z cytryny. Dla osób o cerze tłustej (przewaga doszy kapha) pastę oczyszczającą sporządzamy z mąki besan lub mąki jęczmiennej zmieszanej z sokiem z cytryny lub jogurtem. Inną, niezwykle skuteczną alternatywą jest delikatny i prosty peeling na bazie mąki pszennej zmieszanej w równych proporcjach z mąką jęczmienną (może być młody jęczmień) z dodatkiem świeżo zmielonych przypraw: kurkumy, kuminu i gałki muszkatołowej. Taką pastą delikatnie myjemy twarz, po czym zmywamy ją letnią wodą.

    Innym sposobem na dogłębne oczyszczanie twarzy, polecanym dwa, trzy razy w tygodniu jest naturalna maseczka oczyszczająca na bazie glinki. Glinkę białą (cera wrażliwa), zieloną lub często zalecaną w ajurwedzie multani mitti (tzw. ziemię fulerską) łączymy z żelem z aloesu i rozrabiamy wodą różaną, jogurtem lub sokiem z cytryny. Przy trądziku typu pitta możemy dodać odrobinę sproszkowanego białego drzewa sandałowego, mięty lub kolendry a przy trądziku z wysiękami (cera typu kapha) kopru włoskiego, mięty pieprzowej bądź kozieradki. Maseczkę tego typu albo zmywamy z twarzy przed zaschnięciem, albo – gdy chcemy zostawić na dłużej – w trakcie zabiegu delikatnie spryskujemy twarz ziołowym hydrolatem odpowiednim dla cery bądź po prostu wodą różaną.

    Kolejnym zabiegiem wspomagającym i jednocześnie prewencyjnym, szczególnie przy tłustej cerze trądzikowej jest parówka (łaźnia parowa). Podgrzewamy w garnku około jednego, dwóch litrów wody i po zagotowaniu zalewamy nią wcześniej przygotowaną mieszankę ziołową. Bazę w postaci mieszanki dziesięciu liści laurowych (sprawiają, że krew krąży bliżej skóry) i korzenia lukrecji (ma właściwości odtruwające) łączymy z drzewem sandałowym i nasionami kolendry (przy przewadze pitty) lub z rozmarynem i skórką z cytryny (dla kaphy). Możemy przyjąć, że każdego z wyżej wymienionych ziół używamy około półtorej łyżeczki. Po dwóch minutach od zalania ziół nachylamy się na garnkiem lub miską w odległości około 50 cm i nakrywamy głowę ręcznikiem, tworząc coś w rodzaju łaźni parowej (Chauhan 2017). Nasz zabieg możemy wzbogacić dodatkiem paru kropel naturalnych olejków eterycznych, np. kamforowego, eukaliptusowego, miętowego lub z drzewa herbacianego, dzięki czemu będzie on wówczas dodatkowo oczyszczał nasze zatoki. Przez około pięć do dziesięciu minut wdychamy parę, pozwalając porom się oczyścić. Jeśli mamy cerę naczynkową, możemy – jak już wspominałam wyżej – zastąpić łaźnię parową kompresem na bazie wychładzających ziół dobrych dla pitta.

    A co gdy już nam coś wyskoczyło? Maseczka ze zmielonego drzewa sandałowego i kurkumy w jogurcie z mleka koziego pozostawiona na około 10 minut na twarzy doskonale wycisza już powstałe zmiany (Lad 2014). Rewelacyjnie sprawdza się tonizowanie cery czystym, najlepiej świeżym sokiem z aloesu. Gdy borykamy się z wodnistymi bądź ropiejącymi zmianami możemy posmarować je punktowo zmieloną kurkumą (uwaga! przejściowo barwi na żółto) albo domowym, żywym octem, np. z przeciwzapalnego i antybakteryjnego wrotyczu. Na wągry dobrze działa przemywanie twarzy wodnym roztworem gorzkiej soli Epsom (Raichur, Cohn 1997). Proporcje takiego roztworu dobieramy w zależności od cery gdyż, podobnie jak punktowe stosowanie octu, jest to zabieg mocno wysuszający, zalecany jedynie do krótkotrwałego stosowania.

    Jak się wspomóc od wewnątrz i od czego zacząć?

    Zgodnie z ajurwedą unormowanie trawienia jest kluczem do zdrowia a w przypadku trądziku również do urody. Warto zadbać o zdrowe jelita zwiększając podaż błonnika w diecie, przyjmując triphala lub pijąc od rana na czczo czysty sok z aloesu w ilości pół szklanki na dzień. Zbawienne może się również okazać regularne popijanie herbatek trawiennych na bazie nasion kolendry, kuminu i kopru włoskiego oraz soków z marchwi i buraka (Raichur 1997). Wspomagająco będą działały zioła oczyszczające krew jak łopian, neem czy kurkuma.

    Uspokojenie cery trądzikowej jest długotrwałym procesem, nie ma co spodziewać się efektów z dnia na dzień. Warto zacząć od uświadomienia sobie problemu i stopniowego budowania uważności. Można na początek zadać sobie parę następujących pytań:

    1. Jak się odżywiam? Jakich pokarmów jest najwięcej w mojej diecie i jak się czuję po ich spożyciu?

    2. Jak trawię pożywienie, a w szczególności: czy mam tendencję do zaparć, wzdęć, gazów lub biegunek? Po spożyciu których pokarmów te dolegliwości się nasilają?

    3. Jak “trawię” emocje i przeżycia? Jak reaguję na stres? Czy dopuszczam do siebie trudne emocje i pozwalam im wybrzmieć?

    4. Jak dbam o skórę? Jakich kosmetyków używam do pielęgnacji? Czy na pewno działają one dobroczynnie na moją cerę? Czy nie ma w ich składzie substancji komedogennych?

    5. Czy regularnie i delikatnie oczyszczam cerę (delikatne, dostosowane do cery pasty ziarenkowe lub maseczki na bazie glinki), tonizuję ją i nawilżam?

    6. Czy pozwalam swojemu ciału oczyszczać się poprzez pot? Czy nie blokuję usuwania toksyn antyperspirantem?

    Bibliografia

    Partap, Chauhan.  Ajurweda i piękno. Virgo: Warszawa, 2017.

    Joshi, Sunil. Ayurveda y panchakarma. Stany Zjednoczone, 2014

    Lad, Vasant. Ayurveda. Księga domowych środków leczniczych. Wydawnictwo Kos: Katowice, 2014.

    Raichur, Pratima, Cohn, Marian.  Absolute beauty. HarperCollins Publishers: Nowy Jork, 1997.

    Sachs, Melanie. Ajurweda a uroda. A-ti Sp.z o. o.: Kraków, 2014.

  • Jaki ciężar kettli na początek dla kobiet, a jaki dla mężczyzn?

    Jaki ciężar kettli na początek dla kobiet, a jaki dla mężczyzn?

    Jak na większość pytań tego typu, najlepsza odpowiedź brzmiałaby: „To zależy”. Wszak różnimy wiekiem, wzrostem, budową, doświadczeniem sportowym, siłą, stanem zdrowia itp. itd. Oczywiście, gdy ktoś chce samodzielnie kupić sobie odważnik to ta odpowiedź nie jest zapewne satysfakcjonująca.

    Zazwyczaj spotyka się porady, by kobiety zaczęły od odważników kettlebell o wadze między 6 a 12 kg, a mężczyźni – między 12 a 20 kg. Najczęściej przy okazji kobiet pada propozycja odważnika 8-kilowego na początek, a u mężczyzn – 16 kg.

    Moja żona zaczynała od 6 i 8 kg, ale do ćwiczeń dwuręcznych zaczęła dość szybko używać 16 kg (nie mieliśmy wtedy jeszcze w domu 12tki i tak poszło). Dziś swingi dwuręczne i martwe ciągi robi 20- lub 24-kilogramowym, a do ćwiczeń jednoręcznych używa odważniki 16 kg. A 8-12 kg zostało jej do pressów, ponieważ ma bardzo wątły stożek rotatorów w barku. Gdybyśmy starali się ustalić jakąś ogólną zasadę to myślę, że w miarę bezpiecznie byłoby powiedzieć, że jeśli kobieta nie czuje się jakoś specjalnie atletyczna, szczególnie jeśli chodzi o ramiona, to standardowym wyborem będzie 6 lub 8 kg, z kolei te z silniejszym ramionami mogę się ostrożnie zastanowić na początek na 10 lub 12 kg.

    Ja zaczynałem od 16 kg, po jakimś czasie stopniowo zwiększając obciążenia. Dziś ćwiczę głównie odważnikami między 24 a 32 kg, a do niektórych ćwiczeń wchodzi nawet 40tka. 😉 Myślę, że dla większość mężczyzn 16 kg będzie ok na początek, a jeśli ktoś czuje, że ma naprawdę słabe ręce można pomyśleć o kettle’ach 12 lub 14 kg. Być może panowie z doświadczeniem w sportach siłowych będą chcieli wystartować od 20 lub 24 kg. Pamiętajcie jednak, że praca odważnikami kettlebell ma nieco inny, dużo bardziej balistyczny charakter od ćwiczeń z ciężarami na siłowni. (Aczkolwiek w tej chwili większość siłowni ma na stanie kettle, więc jeśli do niej chodzicie możecie popróbować które Wam pasują)

    Generalną zasadą jest lepiej trochę mniej niż za dużo. Zawsze można wykonać większą liczbę powtórzeń ćwiczenia i robić mniejsze przerwy, w ten sposób zwiększając intensywność.

    Za lekkie kettle nie są groźne dla ciała, natomiast przez słabe czucie ciężaru, niektórzy mogą źle wykonywać ćwiczenia, np. ciągnąć odważnik w swingu siłą rąk, a nie „wybijając” go dzięki pracy nóg i bioder. Generalnie w typowym kettle’owym ćwiczeniu balistyka i grawitacja odgrywają ważną rolę, a do tego trzeba czuć pewien ciężar odważnika.

    Ogólną zasadą przed zmianą ciężaru na większy, jest to, by zacząć od zwiększenia liczby powtórzeń i lekkiego skrócenia przerw odpoczynkowych, a dopiero potem zmieniać ciężar odważnika. Ja, zmieniając skaczę o 4 kg, ale wiele firm, szczególnie w turniejowych odważnikach, robi kettle co 2 kg. Pamiętaj, że może nie będziesz chciał(a) od razu kupować nowego kettle’a, a np. zakupić sobie 1 lub 2-kilogramowe magnesy, które można przyczepić do kettle’a żeliwnego lub stalowego (przeważnie można je znaleźć wpisująć w wyszukiwarkę „magnes do kettli” lub „magnes do kettlebell”).

    Warto też zaznaczyć, że ciężar odważnika może zależeć od przyjętej strategii ćwiczeń. Jeśli będziesz ćwiczyć typowo siłowo, użyjesz cięższego kettle’a, a zrobisz mniej powtórzeń i dłuższe przerwy odpoczynkowe. Jeśli idziesz w stronę wytrzymałościową – będziesz wykonywać lżejszym kettlem więcej powtórzeń i robić krótkie przerwy. Jednak na samym początku, moim zdaniem, warto się skupić po pierwsze na nauce prawidłowego wykonania ćwiczeń, a po drugiej na sile. A dopiero później zastanawiać się w jakim kierunku pójść.

    Jeśli macie możliwości skorzystać z zajęć z instruktorem, zanim kupicie odważnik dla siebie, to może to być bardzo pomocne w wyborze. Zobaczycie jakie ćwiczenia chcecie wykonywać, jakim ciężarem pracujecie, a instruktor podpowie jakim będziecie pracować za miesiąc, dwa czy trzy. Zorientujecie się też czy jakieś Wasze urazy lub słabość czy sztywność jakiegoś miejsca w ciele nie sprawiają, że w niektórych ćwiczeniach musicie korzystać z mniejszego obciażenia.

    Maciej Wielobób jest nauczycielem medytacji i jogi (na ścieżce od 1994 roku), prowadzi kursy nauczycielskie jogi, wykłada jogę i medytację na uczelniach. Jest też instruktorem kettlebell, trenerem przygotowania motorycznego i personalnym. Napisał 11 książek. Strona Maćka.

  • Jakie kettle kupić? ~ Maciej Wielobób

    Jakie kettle kupić? ~ Maciej Wielobób

    Na pewno każdy z ćwiczących dłuższy czas z kettle’ami na swoje preferencje, związane z tym czym mu się wygodnie ćwiczy (ja np. mam małe dłonie, stąd nie za dobrze ćwiczy mi się kettlebellami z bardzo grubymi rączkami), jaki styl ćwiczeń reprezentuje (girevoy sport, hardstyle lub podejście hybrydowe – napiszę o tym niedługo) i być może jeszcze innymi osobistymi uwarunkowaniami, a nawet preferencjami estetycznymi. Gdybyśmy dyskutowali na żywo wśród 4-5 ćwiczących, na pewno nie osiągnęlibyśmy jednomyślności co do tego, czym nam się ćwiczy najlepiej.

    Ponieważ kettle bywają używane do różnych zastosować (np. na fitnessie jako cieżarek), zanim przejdziemy dalej muszę coś doprecyzować. Moja wypowiedź dotyczy stosowania odważników kettlebell do typowego treningu kettlebell, nie do nietypowych zastosowań (rehabilitacji, zajęć fitness z choreografią itp.).

    Czego nie kupować?

    O ile nie tak łatwo jednoznacznie wskazać jeden rodzaj kettle’a, który będzie każdemu/każdej pasował, to bardzo łatwo wskazać jakich kettli zdecydowanie nie kupować?

    Nie kupuj kettli bitumicznych, w plastikowej obudowie (ew. innej, ale obejmującej też rączkę), kettli o zmiennym obciążeniu (poza tymi, w których zmieniany ciężar jest w środku), ani kettli w postaci worka (który wypełniasz obciążeniem) z rączką do trzymania. To ostatnie rozwiązanie być może nie jest złe jako sprzęt do ćwiczenia, ale nie zachowuje się jak normalny odważnik kulowy (kettlebell). Ja prawdopodobnie też nie szedłbym w kettle z cementu (a obite winylem), aczkolwiek nie miałem okazji z nimi ćwiczyć.

    Zrezygnowałbym też z kettli, które mają nietypowe kształty, zarówno jeśli chodzi o nietypowe proporcje rączki względem odważnika czy niekulowe kształty, jak i o wersje ozdobne, np. kettlebell – głowa małpy, kettle-diabły itp. 😉 Jak ktoś się zastanawia dlaczego to polecam sobie kettlem o takim kształcie np. zrobić clean (zarzut).

    Co zatem kupić?

    Gdy chcemy zakupić kettle, które posłużą nam na dłuższy czas albo które bez problemu sprzedamy, gdy stwierdzimy, że jednak ten rodzaj ćwiczeń nie chwycił nas za serce, to na planszy pozostaje tylko dwóch poważnych zawodników: hardstyle’owe kettle żeliwne i stalowe kettle turniejowe.

    Ja sam jestem zwolennikiem turniejowych z 2 względów – po pierwsze mają uchwyty o średnicy wygodnej dla mojej dłoni, a po drugie niezależnie od rozmiaru mają odpowiednio dużo przestrzeni na każdy ze sposobów chwytania kettle’a. Natomiast niewątpliwie dużo jest zwolenników kettli żeliwnych – i powiem, że całkiem ich rozumiem, bo szczególnie w tych 20 kg wzwyż ujmuje mnie niewątpliwie ich pewna „krzepkość”. Do tego, jeśli ktoś jest ortodoksyjnym hardstyle’owcem, to niewątpliwie żeliwne będą lepszym wyborem.

    Kettlebell żeliwny

    Kettlebell żeliwny 20 kg

    Kettle żeliwne powstały z inicjatywy Pavela Tsatsouline’a (który przedstawił kettle na Zachodzie i stworzył organizację StronFirst) i Johna Ducane’a. Są odlewane z jednego kawałka żeliwa. Ich rozmiar jest wprost proporcjonalny do wagi – im większa waga, tym większa średnica odważnika kulowego i szerokość i grubość rączki.

    Zasadniczą ich zaletą jest zazwyczaj niższa cena od turniejowych. Ponadto są solidnie wykonane, niepodatne na uszkodzenia. Mniejsze kettle są dla wielu osób bardziej poręczne w ćwiczeniach z dwoma odważnikami. Są też wyborem osób, które praktykują podejście hardstyle.

    Ich największą wadą dla mnie jest to, że wraz z ciężarem zwiększa się rozmiar odważnika, a przez to i średnica rączki*. A, że mam małe dłonie (jako mężczyzna o wzroście 178 cm mam dłoń jak moja żona, wzrostu 170 cm, która nie ma wcale dużej dłoni jak na kobietę), to muszę nieco walczyć, by większe ciężary nie wymykały mi się z dłoni. Z racji, że rozmiar kettle’a jest zależny od jego wagi, to zmieniając ciężar de facto musisz się uczyć nowego odważnika, bo ma inne proporcje. Wadą najlżejszych kettli żeliwnych jest mała podstawa, które nie jest stabilna na ziemi.

    That being said, trzeba zaznaczyć, że wielkie rączki są dla niektórych zaletą, szczególnie w ćwiczeniach dwuręcznych. Jeśli ktoś ma duże dłonie to odważniki żeliwne o wadze powyżej 20 kg będzie mu/jej nieco łatwiej chwycić dwiema rękami niż turniejowe.

    Kettlebell turniejowy

    Kettle turniejowe 24 kg i 20 kg

    Kettle turniejowe mają nieco inny kształt i zawsze – niezależnie od wagi – tę samą wielkość. Po prostu lżejsze mają więcej pustej przestrzeni w środku. Zazwyczaj wykonane są ze stali, pokryte lakierem, innym kolorem dla różnych wag.

    Ich zaletą jest ten sam rozmiar niezależnie od cieżaru (progresując z ciężarem, nie musisz uczyć się nowych proporcji odważnika), duża, stabilna podstawa, prostokątna rączka, dzięki której dłoń i nadgarstek się mniej męczą. Do tego, średnica uchwytu jest ok. 35 mm, co powinno wystarczyć nawet dla osób o małych dłoniach. Wybierane są przez zwolenników oryginalnego podejścia sportowego (girevoy sport) i większość fanów podejścia hybrydowego.

    Za wadę kettli turniejowych niektórzy uważają długość rączki – duże kettle żeliwne łatwiej jest chwycić dwiema rękami w ćwiczeniach dwuręcznych, aczkolwiek dla mnie osobiście nie ma wielkiej różnicy. Ich najczęściej przywoływaną wadą jest wyższa cena.

    Reszta to kwestia osobistych preferencji.

    Reasumując

    Zarówno kettle żeliwne jak i turniejowe będą dobrym wyborem, także dla początkujących. Idealnie by było, gdybyście przed wyborem mieli okazję spróbować z jednym i drugim, np. na lokalnej siłowni (choć często mają tylko jeden rodzaj odważników, zależny od preferencji właściciela lub menedżera siłowni) lub u znajomego fana kettli. Pamiętajcie też, że jak pierwszy nie będzie idealny to i tak możecie zacząć, a jak się wciągnięcie to już z większym doświadczeniem kupić lepsze.

    Jeśli zapisujecie się na jakieś zajęcia kettle’owe to wówczas najlepiej doradźcie się trenera co odważnika/ów do kupienia do domu. Będzie wiedział jaki pasuje do stylu, w którym pracuje z Wami, jak również będzie znał jakość przynajmniej niektórych marek, dostępnych na rynku, a związanych z tym stylem.

    Kupując kettle sprawdźcie ich opinie np. na allegro czy innych portalach i wybierzcie te ze zbliżonymi do maksimum. W żeliwnych oceniajcie jakość odlewu – czy jest równy, a w turniejowych zwróćcie uwagę czy rączka jest dobrze wyszlifowana. Z kettli turniejowych na pewno mogę polecić Girya.pl (moje ulubione) oraz Johann Martin (ale całkiem fajne są też Incore’y i Just7Gym), a z żeliwnych Centrum Kettlebell z Zielonej Góry. Jest pewnie wiele innych dobrych, ale jeszcze nie miałem okazji ich „dźwigać” 😉

    Powodzenia!

    PS Zachęcam fanów różnych rodzajów kettli do wypowiadania się w komentarzach, dzięki temu osoba czytająca ten tekst będzie miała przegląd większej liczby opinii na ten temat.

    PPS O wadze odważnika, od której zacząć napiszę następnym razem.

    Maciej Wielobób jest nauczycielem medytacji i jogi (na ścieżce od 1994 roku), prowadzi kursy nauczycielskie jogi, wykłada jogę i medytację na uczelniach. Jest też instruktorem kettlebell, trenerem przygotowania motorycznego i personalnym. Napisał 11 książek. Strona Maćka.

  • Siła – matka cech motorycznych ~ Maciej Wielobób

    Siła – matka cech motorycznych ~ Maciej Wielobób

    Wszystko musi zacząć się od siły

    Bardzo często potencjał funkcjonowania naszego ciała w ruchu opisywany jest za pomocą cech motorycznych czyli podstawowe zdolności ruchowe człowieka takich jak: siła, wytrzymałość, szybkość, gibkość itp.

    Siła, za Tudorem Bompą, jest nazywana „matką wszystkich cech motorycznych”, a dlaczego – to powiemy nieco później. W każdym razie – w kontekście przygotowania motorycznego człowieka – to właśnie od siły musimy zacząć, zanim przejdziemy do pozostałych cech.

    A czym jest siła? Bo – wbrew pozorom – dla wielu osób odpowiedź nie jest taka oczywista. Siła – według popularnej definicji – to zdolność do pokonania oporu zewnętrznego lub przeciwdziałania mu kosztem wysiłku mięśniowego

    Swoją siłę maksymalną możemy zbadać tym, jaki największy ciężar w danym ćwiczeniu możemy użyć choćby 1x. Zdolność do wielokrotnego podnoszenia danego ciężaru lub do długiego utrzymania go (ew. długiego przeciwdziałania oporowi) to już nie tyle siła, co wytrzymałość siłowa.

    (W niektórych klasyfikacjach – choćby u Poliquina – jako siła są traktowane także moc, hipertrofia, wytrzymałość siłowa itd. My omówimy je w osobnych materiałach, bo to pozwoli nam z jednej strony trzymać się teorii przygotowania motorycznego, a z drugiej – stworzyć jaśniejszy obraz czym są poszczególne z tych cech i jak je optymalizować.)

    Dlaczego siła jest matką wszystkich cech motorycznych?

    Pierwszą cechą motoryczną, nad którą powinniśmy popracować jest siła. Oczywiście w pewnych przypadkach, szczególnie w interwencjach terapeutycznych, może być tak, że musimy się skupić na czymś innym – np. stabilizacji w jakimś zakresie, albo mobilizacji utraconego zakresu. Natomiast ogólnie rzecz biorąc, najpierw pracujemy z siłą, a później adaptujemy ją do potrzebnych zastosowań, np. kulturysta będzie adaptował siłę do hipertrofii (rozrostu tkanki mięśniowej), dwuboista olimpijski – do mocy, a sprinter – do szybkości.

    Dlaczego mówi się, że siła jest matką wszystkich cech motorycznych?

    Przede wszystkim jest cechą motoryczną, którą możemy najbardziej zwiększyć z wszystkich pozostałych zdolności. Możliwości zwiększania pozostałych wahają się przeważnie w granicach 10-30%, a siłę możemy zwiększyć kilkukrotnie.

    Po drugie, gdy zwiększa się siła to poprawia w zasadzie wszystkie cechy motoryczne: poprawia się szybkość (co wykazano na badaniach sprinterów), zwiększa się wytrzymałość, skoczność, efektywność zmian kierunku (np. w biegu ze zmianą kierunków czy sportach zespołowych), polepsza się równowaga oraz gibkość. Istnieje obecnie sporo dowodów, że trening siłowy zwiększa zakres ruchu w stawach (łatwo to zbadać na swoje potrzeby, jeśli np. nie jesteś w stanie zrobić głębokiego przysiadu bez odrywania pięt, to prawdopodobnie będziesz w stanie to zrobić, gdy weźmiesz do rąk albo na barki pewien ciężar). Do tego – oczywiście przy wszechstronnym treningu – poprawia się stabilizacja stawów i kręgosłupa.

    Do tego dochodzą korzyści zdrowotne. Najważniejsze z nich jest, że praca siłowa, a więc wszelka praca z oporem, prowadzi mniej lub bardziej do hipertrofii czy wzrostu mięśni. Oczywiście trening stricte pod hipertrofię jest czymś nieco innym, ale niewątpliwie wzrost siły jest związany też ze zwiększaniem się masy mięśniowej. Wzrost masy mięśniowej ma wiele pozytywnych konsekwencji zdrowotnych. Przede wszystkim po 40tym roku życia – jeśli nie ćwiczymy żadnych ćwiczeń z oporem – zaczynamy coraz mocniej tracić masę mięśniową, a więc wzmocnienie się, zapobiega tej utracie. Dlatego też badania pokazują, że osoby o wyższej masie mięśniowej żyją zazwyczaj dłużej. Ponadto mięśnie pomagają regulować cukier we krwi (co przekłada się na przeciwdziałanie cukrzycy) oraz ciśnienie krwi. Do tego praca siłowa pozytywnie wpływa na masę kości, a więc chroni nas przed osteoporozą. Mocne i równomiernie rozwinięte mięśnie szkieletowe sprawiają, że mamy lepszą postawę ciała i rzadziej cierpimy na dolegliwości bólowe. Według pewnych doniesień, stymulacja mięśni prowadzi też do lepszego funkcjonowania mózgu.

    Gdy pracujemy nad siłą, zwiększa się także siła naszych ścięgien i więzadeł, i zmniejsza ryzyko kontuzji. Części osób także poprawia się jakość snu, a pewne doniesienia wskazują na zmniejszenie poziomu stresu.

    Rodzaje skurczów mięśni

    Wyróżniamy 3 podstawowe rodzaje skurczów mięśni: koncentryczne, ekscentryczne i izometryczne. Dobrze uwzględniać w swoich ćwiczeniach wszystkie te rodzaje skurczów, gdyż będzie się to przekładało na rozwój innych cech motorycznych, a w kontekście terapeutycznym (np. powrotu do ćwiczeń po urazach) – najistotniejsze będzie zaakcentowanie skurczu ekscentrycznego i izometrycznego.

    Skurcz koncentryczny zachodzi, gdy mięsień produkuje siłę w trakcie aktywnego skracania się. Klasyczny przykładem będzie uginanie przedramienia i napinanie bicepsa z hantlą lub sztangą. W jodze np. ten ruch będzie następował przy zginaniu przedramion w ćaturangadandasanie albo przy zbliżaniu nóg (lub nogi) do tułowia w leżeniu na plecach (urdhwaprasaritapadasana / urdhwaprasaritahastapadasana). Gdy uczy się pracy siłowej to zazwyczaj na tego rodzaju skurczu mięśnia, łatwiej mu zrozumieć jak napinać mięśnie.

    Skurcz ekscentryczny następuje, gdy napinamy mięsień podczas, gdy przyczepy mięśniowe się oddalają od siebie (mięsień się wydłuża). Pozostając przy przykładzie uginania przedramion w ćwiczeniu na biceps (np. z hantlą lub sztangą łamaną), skurcz ekscentryczny zachodzi w bicepsie przy opuszczaniu hantli lub sztangi), z kolei w naszym jogicznym przykładzie w pozycji kija na czterech nogach (ćaturangadandasanie) taka praca będzie zachodzić w mięśniach klatki piersiowej, gdy będziemy obniżać tułów do stosunkowo niskiego ułożenia.

    Skurcz izometryczny występuje, gdy wzrasta napięcie mięśnia bez zmiany jego długości. Pracując z ciężarem, zatrzymanie w danej fazie ruchu i pozostanie przez jakiś czas (zazwyczaj się chce, żeby to było ok. 5 sek.), sprawi, że mamy do czynienia ze skurczem izometrycznycm. W jodze trwanie w jakiejkolwiek asanie będzie wysiłkiem izometrycznym, podczas gdy wchodzenie lub wychodzenie z niej koncentrycznym lub ekscentrycznym.

    Analizując to, co zostało dotychczas powiedziane o skurczach mięśniowych, możesz sobie pomyśleć, że przecież w trakcie jednego ćwiczenia mogą wystąpić różne rodzaje skurczów mięśniowych. Gdy będziemy zginać nogi, wchodząc do przysiadu to w mięśniu dwugłowym uda będzie następowała praca koncentryczna, a w czworogłowym – ekscentryczna. Gdy się zrobimy pauzę np. w środku ruchu (albo na początku lub końcu, ale nie porzucając kontroli mięśniowej) i zostaniemy tak przez chwilę, będzie to skurcz izometryczny. Kiedy z kolei będziemy podnosić się z powrotem do góry – mięsień dwugłowy będzie pracował ekscentrycznie, a czworogłowy uda – koncentrycznie. Dlatego też często się mówi o fazie koncentrycznej, ekscentrycznej i izometrycznej ćwiczenia, oczywiście używając określeń koncentryczny czy ekscentryczny do pracy z kluczowym mięśniem (bo wiadomo, że antagonista będzie pracował odwrotnie).

    Jak pracować z siłą?

    Jeśli chcielibyśmy sprawę przekazać możliwie najprościej, jest kilka zasad pracy w jakimkolwiek modelu ćwiczeń, które sprawią, że możemy zwiększać swoją siłę.

    1. Mięśnie muszą napotkać na opór. Może to być opór grawitacji i ciężaru własnego ciała (jak to często dzieje się w jodze czy kalistenice), może być opór stawiany przez sprzęty i akcesoria siłowe: gumy oporowe, kamizelki obciążeniowe, odważniki kettlebell, wolne ciężary, maszyny do treningu siłowego.
    2. Ponieważ na skutek oporu nasze mięśnie wzmacniają się i to, co stanowiło dla nich jakiś czas temu wyzwanie, nie stanowi już wystarczającej stymulacji, trzeba ten opór zwiększać, nazywa się to zasadą zwiększania obciążenia (ang. progressive overload). Oczywiście trzeba pamiętać, że najpierw opanowujemy prawidłową formę ćwiczenia, a dopiero później dokładamy większy opór.
    3. Skupiamy się bardziej na większym oporze (np. większym ciężarze), raczej w mniejszej liczbie powtórzeń. Charles Poliquin (1961-2018), najsłynniejszy chyba trener przygotowania motorycznego (ang. strenght and conditioning), nauczał, że dla rozwoju siły (fachowo tzw. siły relatywnej) zaleca się, by powtórzenia ćwiczenia zamknęły się w 20 sekundach, np. 6 przysiadów 2 sekunda zejście – 1 sekundy podniesienie się (ok. 18 sek.).
    4. Jeśli mamy ćwiczyć siłę to pomiędzy ćwiczeniami (czy pomiędzy powtórzeniami) musimy robić długie przerwy, ok. 1-5 minut w zależności od ciężkości ćwiczenia. Jest ona potrzebna na pełną regenerację mięśni i układu nerwowego. Jeśli tej przerwy nie robimy lub robimy krótszą, będziemy ćwiczyć bardziej wytrzymałość siłową, niż siłę.

    Praca z siłą na wolnych ciężarach

    Wszystkie wyżej wymienione zasady możemy zastosować właśnie w pracy z ciężarem, szczególnie z wolnymi ciężarami. Siłę można zwiększać w różnych ćwiczeniach, ale prawdopodobnie taką „złotą piątką” ćwiczeń siłowych ze sztangą będą: martwy ciąg, przysiad (barbell squat), wyciskanie na ławeczce poziomej, wiosłowanie i wyciskanie ponad głowę, szczególnie na stojąco (tzw. OHP – overhead press).

    Wspomniany wcześniej Charles Poliquin sugerował 1-5 powtórzeń w serii na siłę (relatywną), 6-8 na aspekt, który nazywał siłą funkcjonalną (w której godzi się optymalnie hipertrofię i siłę), 9-12 na hipertrofię (rozrost mięśni), a powyżej 13 na wytrzymałość. Nie należy tego traktować jednak dosłownie, bo po pierwsze chodzi tu nie tyle o liczbę powtórzeń, a o czas napięcia mięśnia w danej serii (czyli np. w jakimś prostym ćwiczeniu w ciągu owych „siłowych” 20 sekund możemy wykonać więcej niż 5 powtórzeń), a po drugie w grę mogą wchodzić nasze różne predyspozycje (niektórzy mają więcej włókien mięśniowych szybkokurczliwych, inni – wolnokurczliwych), doświadczenie treningowe (im więcej lat treningu tym raczej mniejsza liczba powtórzeń) czy charakterystyka danego mięśnia (są mięśnie bardziej wolnokurczliwe, na które lepiej zadziała wyższa liczba powtórzeń, a są w większości szybkokurczliwe, które nie będę miały na nią wytrzymałości). Do zasad Poliquina co do liczby powtórzeń jeszcze wrócimy na tym blogu.

    Warto może dodać jeszcze jedną rzecz: gdy Poliquin mówi, że na siłę relatywną powinniśmy wykonać 5 powtórzeń, to znaczy, że są to powtórzenia takim cieżarem, że 6. powtórzenia już nie damy rady wykonać, albo nie damy rady go wykonać poprawnie technicznie.

    Praca z siłą z kettle’ami

    Sport backgrounds

    Od pewnego czasu popularność zdobywa praca z odważnikami kulowymi kettlebell i sam jestem jej fanem (i instruktorem). Kettle są dosyć ciekawym narzędziem do pracy, bo dają dosyć szerokie pole do pracy z różnymi cechami motorycznymi, a jednocześnie są poręczne i z jednej strony zajmują mniej miejsca w domu (choć ostrzegam: one się rozmnażają!), a z drugiej – zdecydowanie łatwiej wrzucić kettle’a do bagażnika auta niż np. sztangę.

    Mam wrażenie, że w środowiskach kettle’owych dominuje praca z wytrzymałością siłową, co zapewne z jednej strony jest związane z zawodami kettlebell, na których „macha się kettlem” od kilku minut do nawet godziny (tzw. maraton), a z drugiej ze stylu crossfitowego/crosstreningowego, który spopularyzował kettle, tak jak i zresztą pracę z wolnymi ciężarami (zarówno w formie dwuboju, jak i trójboju). Kettle faktycznie całkiem nieźle się sprawują w takim rodzaju treningu, choć najbardziej wdzięczne są w treningu mocy, ale do tego dojdziemy.

    Pracę z kettle’ami jednak zaczynałbym z jednej strony od pracy z nauką prawidłowej formy ćwiczenia, a potem z wykształceniem siły. Dopiero później przesuwałbym się w stronę adaptacji takich jak moc czy wytrzymałość.

    Jeżeli chcielibyśmy pracować z kettle’ami siłowo to znów zastosowanie mają zasady przedstawione 2 akapity wcześniej, robimy stosunkowo niedużo powtórzeń, stosunkowo ciężkim dla siebie ciężarem i długie odpoczynki między seriami.

    Jak pomyślimy sobie o złotej piątce treningu ze sztangą, to możemy też pokusić się o taką złotą piątkę treningu siłowego z kettlebell: martwy ciąg, goblet squat, swing 2-ręczny, swing 1-ręczny, wiosłowanie w pochyleniu tułowia, długi cykl (clean i press) oraz ew. snatch (rwanie). Jak do tego dorzucimy pompki lub coś na klatkę piersiową do dostaniemy całościowy trening. Pracę można by wykonać następująco: każde ćwiczeń po 6 powtórzeń, 3 serie, dłuższe odpoczynki między seriami. Dajcie znać w komentarzach, jeśli interesowałyby Was opisy techniki i wykoniania poszczególnych ćwiczeń.

    Praca z siłą w jodze?

    Być może pytanie wydaje się Wam nieco dziwne, ale muszę je zadać, z racji, że z asanami jogi moje drogi przecięły się już ponad 31 lat temu i do dziś mi towarzyszy.

    Joga posturalna, choć np. może się sprawdzać w pracy z gibkością, koordynacją czy nawet wytrzymałością, nie ma jakiegoś super potencjału do pracy siłowej, choć możemy zwrócić uwagę na kilka czynników, by tej pracy z siłą było nieco więcej.

    Po pierwsze musimy wprowadzać pozycje bardziej siłowe (np. ćaturangadandasana, ardha-utkatasana, virabhadrasany, aktywne wygięcia w tył).

    Po drugie musimy zwracać uwagę na kontrolę mięśniową – doświadczenie uczy, że wiele joginek i joginów nie napina poprawnie pośladków i brzucha (być może temu nawet poświęcimy osobny wpis na tym blogu). Jak nie jesteśmy w stanie poczuć jakiejś części ciała, np. wspomnianego pośladka, a powinna być aktywna w danym ćwiczeniu – wówczas powinniśmy wykonywać odpowiednio dobrane ćwiczenia aktywacyjne.

    Po trzecie o ile istotnie dłuższe trwanie w asanach będzie nas wzmacniać, to nie możemy robić tylko takiej praktyki, gdyż zaniedbamy pracę koncentryczną i ekscentryczną na rzecz izometrycznej. W praktyce musimy mieć również pracę związaną z powolnym (ok. 5 lub nawet więcej sekund) wchodzeniem i takiej samej długości wychodzeniem z pozycji. Wówczas będziemy stymulować mięsień do wszystkich rodzajów pracy.

    Po czwarte – gdy „siłowe” asany zrobią dla nas już łatwe, możemy sobie je utrudnić lub jakoś dociążyć (np. używając gum oporowych, kamizelek obciążeniowych, oporu stwarzanego przez partnera/partnerkę w ćwiczeniu itp.). Wiem, że dla niektórych to herezja, ale gdyby podobnych „herezji” nie dokonał na początku XX wieku ojciec współczesnej jogi – Tirumalai Krishnamacharya, większość z nas prawdopodobnie nie praktykowała by dziś asan.

    Inne możliwości

    Oczywiście mamy wiele różnych możliwości – np. gumy oporowe (sam lubię je do ćwiczeń „korekcyjnych”, a jakoś nie pokochałem do zasadniczego treningu) czy np. ćwiczenia z ciężarem własnego ciała (np. kalistenika czy niektóre elementy gimnastyki). Trzeba jednak pamiętać, że w ćwiczeniach bez dodatkowego obciążenia, po przezwyciężeniu początkowych trudności raczej będziemy mieć niewielkie możliwości wzrostu siły jako takiej. Np. w podciąganiu gdy opanujemy już te kilka poprawnych podciągnięć pod rząd, jeśli go nie dociążymy (kamizelką czy pasem obciążeniowym albo łańcuchem) i nie zostaniemy na podobnej liczbie powtórzeń, to zazwyczaj zwiększamy liczbę powtórzeń i wówczas idziemy w stronę wytrzymałości siłowej, o której napiszemy innym razem.

    Jeśli macie jakieś swoje refleksje w tym temacie, ew. sugestię które wątki rozwinąć w osobnych wpisach na blogu naszej Pracowni – dajcie znać w komentarzach.

    Maciej Wielobób jest nauczycielem medytacji i jogi (na ścieżce od 1994 roku), prowadzi kursy nauczycielskie jogi, wykłada jogę i medytację na uczelniach. Jest też instruktorem kettlebell, trenerem przygotowania motorycznego i personalnym. Napisał 11 książek. Strona Maćka o jodze i medytacji.

  • Dlaczego Adam Mickiewicz nie został joginem? ~ Nina Budziszewska

    Dlaczego Adam Mickiewicz nie został joginem? ~ Nina Budziszewska

    Jesienią kilka lat temu miałam ogromną przyjemność odpowiadać na to pytanie na deskach Sceny Kameralnej Teatru Polskiego we Wrocławiu. I wbrew pozorom nie było to pytanie z tzw. dziedziny naciąganej komparatystyki. Mickiewicz w paryskim czasie (1840-1844) swoich wykładów w Collège de France przy okazji wykładów o mitologii słowiańskiej odwoływał się do mitologii Indii, w niej upatrując źródło wszelkiej mitologii i duchowości. Juliusz Kleiner wręcz podkreślił, że myśl indyjska wynosiła ponad całe doświadczenie i wszelkie przeżycia „czystość ducha”, i to właśnie ona stanowiła bardzo ważny, choć nie do końca jasny, punkt odniesienia dla mistycznych rozważań Poety.

    Mickiewicz niezwykle żywe i płodne zainteresowania mistyczną myślą Jean Claude’a Saint-Martina oraz Jakuba Boehme ujawnił w: Dziadach cz. III, wierszach Drzewo i Romantyczność, Słowa Chrystusa, Słowa Panny, w bardzo interesującej Księdze Zgodności (tytuł oryginału: Le Livre des Concordances), a także Rozprawie o Jakubie Boehme. To z tej ostatniej pochodzą słowa Poety:

    Bóg, jako Kosmos, obejmuje ciemności i światło, cierpienia i szczęście, głębie i wysokości; otóż ponieważ przejawił się On całkowicie w człowieku i ponieważ człowiek wchodzi w łączność ze wszystkimi elementami działalności bożej, człowiek może zatem, badając sam siebie aż do dna, przeniknąć w otchłanie cierpień zwane piekłem, wznieść się na wysokości zwane niebiosami i wrócić w ośrodek, w najwewnętrzniejsze centrum swojej istności, które zwie się prawdziwie Bogiem.

    Mimo swej złożoności i wielowątkowości mistycyzm można opisać poprzez kilka cech charakterystycznych:
    – wejście w tajemnicę (gr. mystikos), czyli wejście w ciemność Stworzenia, Boga i serca człowieka;
    – transformacja, czyli wewnętrza przemiana człowieka w człowieka idealnego;
    – przekroczenie śmierci;
    – bezpośredni kontakt z Bogiem;
    – rola natchnienia;
    – droga serca jako nieśmiertelnego ośrodka istoty świadomej.

    I to wszystko jest u Poety obecne… jeśli głębiej wczytać się w Jego dzieła.

    Od Saint-Martina Mickiewicz zaczerpnął drogę serca bardziej niż drogę umysłu, szkiełka i oka, bo to serce jest centrum istoty świadomej, tajemnym miejscem w środku bytu, gdzie następuje identyfikacja z boskim Ja oraz poznanie praw boskich, które są źródłem praw Stworzenia. Serce jest samotnią, wewnątrz której Konrad prowadził monolog, a dokładniej dialog z Boską Ciszą i demonami, z którymi bohater brał rozbrat. Improwizacja to coś więcej niż tylko wyraz pychy człowieka, to moment początku transformacji człowieka w Człowieka. Gustaw pokonał śmierć, gdy wyszedł poza zgubne pragnienia egoistycznej miłości, Konrad pokonuje wewnętrze zło, które w sercu nadal toczy walkę z Boską Ciszą, tak świętą i istotą dla mistyka i jogina Obecnością (hebr. En Sof) transcendentnej rzeczywistości…

    Poeta od Boehmego natchnął się złożonością istoty Boga: Bezdeń (niem. Ungrund),z której dobywa się Natura Boga, a następnie Bóg i człowiek, a dokładniej Człowiek (hebr. Adam). Człowiek idealny, takim, jakim był w Raju, gdy przebywał z Boskiej Obecności, cel transformacyjnej praktyki mistyka, a zarazem iskra Boża (refleksy Mistrza Eckharta?), do której dociera się oddalając się od błędnych identyfikacji ze zmiennym światem, podległym śmierci i egoistycznych pragnień. Brzmi bardzo indyjsko, prawda?

    I ten poeta niczym wedyjski riszi natchniony słowem Boskiem, a nawet ponad-boskim, bo wychodzącym poza poszczególnych bogów sansary i Boga, dobywającego się z Natury i Ungrund…

    A dlaczego Adam Mickiewicz joginem nie został? – bo nie znał sanskrytu, a w tych czasach bardzo niewiele dzieł wspaniałej literatury sanskryckiej zostało (dobrze) przełożonych na języki europejskie. Taka jest przynajmniej moja diagnoza.

    * * *
    Blog Autorki: https://atelierjogi.org/

  • Harmonia w praktyce asan: pratikrija  ~ Maciej Wielobób

    Harmonia w praktyce asan: pratikrija ~ Maciej Wielobób

    Pewnego rodzaju „efektem ubocznym” praktyki jogi ma być poczucie harmonii. Ma to zastosowanie również do najbardziej współcześnie popularnej części jogi – asany. Praktyka asan nie powinna powodować więc wzrostu niepożądanych przez nas właściwości (napięcie, pobudzenie, „przepracowanie” ciała, ale i ociężałość, gnuśność, senność), tylko budować ogólną harmonię w organizmie, ale także w umyśle.

    Mamy do dyspozycji 5 rodzajów pozycji: stojące, leżące na plecach, leżące na brzuchu, odwrócone oraz asany w siadzie i klęku. Do tego w każdej z nich możemy pracować w różnych zakresach: skłon do przodu, wygięcie w tył, skłon w bok, skręt (lub połączenia tych zakresów). Do tego dochodzą rozmaite sposoby i wzorce oddychania oraz statyczny i dynamiczny rodzaj praktyki. Ten zestaw środków pozwala nam uzyskać całościową harmonię i świadomość organizmu.

    Śrivatsa Ramaswami zauważa: „Podobnie jak lekarstwa, asany jogi mogą mieć także drobne efekty uboczne, w zasadzie tylko na poziomie fizycznym. Aby im zapobiec, dla każdej bardziej intensywnej pozycji jest kontrpozycja (…), która pozwala zachować korzystne efekty uzyskane dzięki głównej pozycji, a usuwa owe efekty uboczne.”1 Podobnie T.K.V. Desikachar pisze: „Joga uczy nas, że każda akcja ma dwa skutki, jeden pozytywny, a drugi negatywny. Dlatego tak ważne jest zachowanie uważności w naszych działaniach – musimy rozpoznać które efekty są pozytywne, a które negatywne po to, abyśmy mogli wzmocnić te pozytywne, a negatywne – zneutralizować. Realizując tę zasadę w praktyce asan, używamy pewnych ćwiczeń, aby zharmonizować negatywne efekty intensywnych pozycji. Owo neutralizujące ćwiczenie nazywamy kontrpozycją lub 'pratikriyasaną’.”2

    Termin pratikriya najczęściej tłumaczony jest właśnie jako 'kontrpozycja’, jednakże nie jest to najszczęśliwszy przekład. Jak podaje słownik Monier-Williams pratikriya oznacza 'odpłacenie się (za dobro lub zło), odwet, kompensacja, zapłata, przeciwieństwo, kontr-akcja, zapobieganie, lekarstwo, pomoc’. Nie chodzi tu o bezpośrednie przeciwieństwo. Jak pisze A.G. Mohan „Procedura, w której po danej asanie wykonujemy jej totatalne przeciwieństwo może być szkodliwa. To nie jest dobry sposób równoważenia swojej praktyki. Np. przeciwieństwem stania na głowie jest stanie na nogach, co nie jest najlepsze dla nas tuż po wykonaniu sirsasany. Przeciwieństwem do mostka jest paścimottanasana, która dla wielu osób jest sama w sobie trudną pozycją i nie przynosi wcale rozluźnienia w miejscach, które mogły się przepracować w mostku.” Pratikriyę raczej powinniśmy rozumieć jako działanie (kriyę), które zrównoważy nas stan, tak abyśmy nie kontynuowali praktyki wytrąceni z harmonijnego stanu. Dlatego spośród podanych w słowniku terminów najbardziej chyba pasować będzie tu termin kompensacja, ew. lekarstwo, choć ja bardzo lubię używane przez Mohanjiego sformułowanie „pozycja równoważąca” (ang. balancing posture). Pozycją równoważącą będzie asana, która zneutralizuje potencjalne negatywne działanie, nie zakłócając jednocześnie dobrych efektów poprzedniej pozycji.

    Dla danej asany można zastosować różne pratikriye, zależnie od miejsca, gdzie odczuwane jest napięcie. Tak np. po staniu na głowie praktykujący może odczuwać napięcie w dolnych plecach i w szyi – wówczas kontrpozycją dla zharmonizowania obszaru dolnych pleców będzie pavanamuktasana / apanasana, a dla uwolnienia napięcia z szyi – salamba sarvangasana (świeca). A.G. Mohan podaje następujące zasady, które pozwalają dobrać odpowiednią pratikriyę:

    • Pratikriya powinna być prostsza do wykonania niż główna asana.
    • Pratikriya w większości wypadków powinna być dynamiczną strukturą, co oznacza, że najczęściej będziesz do niej wchodzić i wychodzić z kolejnymi wdechami i wydechami.
    • Odpoczynek jest również sposobem na zharmonizowanie ciała po intensywnych pozycjach. Jeśli masz wątpliwości jaką pozycję równoważącą wykonać – po prostu odpocznij. Relaks jest dobrym czasem na samoobserwację, więc być może po prześledzeniu efektów pozycji podczas odpoczynku będziesz wiedział jaki program zastosować na zharmonizowanie jej efektów.
    • Czasem trzeba wykonać dwie lub więcej pozycji dla zharmonizowania ciała. Pierwszą z nich zazwyczaj będzie odpoczynek.
    • Aby przygotować się do skrętu, jak również zharmonizować jego efekty, zastosuj symetryczny skłon do przodu (uttanasana, paścimottanasana etc.).
    • Przed podjęciem praktyki danej pozycji, naucz się najpierw wykonywać odpowiednią kontrpozycję (np. zanim podejmiesz naukę stania na głowie – naucz się wykonywać świecę, przed świecą – naucz się śalabhasany lub bhujangasany itd.).
    • Między dwiema trudnymi asanami wykonaj pozycję harmonizującą, która pozwoli ci zregenerować się3.

    To, co mogę dodać od siebie do powyższych uwag to oczywista rada, by starać się tak pracować, by nie dopuszczać do napięć w żadnych miejscach (np. Nie stać na głowie do czasu, gdy się poczuje napięcie w szyi czy w kręgosłupie piersiowym, nie stać w urdhva dhanurasanie do czasu, aż zaczną boleć dolne plecy; dawkować odpowiednio odpoczynek, natężenie praktyki, ilość powtórzeń i czas trwania w pozycjach).

    T.K.V. Desikachar dla podkreślenia wagi kontrpozycji przytacza następującą historię: „Mam dwóch braci. Gdy byliśmy mali, w naszym ogrodzie rosła ogromna palma kokosowa. Mój starszy brat ciągle powtarzał mnie i drugiemu bratu, że umie się wspinać na takie drzewa jak to, więc my ciągle namawialiśmy go, aby nam pokazał. (…) W końcu ugiął się pod presją i wspiął się na drzewo. Okazało się jednak, że wyszedł do góry bez żadnych problemów, ale nie wiedział jak zejść na dół, nie spadając. Nie było w okolicy nikogo, kto mógłby pomóc, więc utkwił na palmie na dobrych parę godzin. Podobnie jest z naszą praktyką asan: nie wystarczy wejść na drzewo, musimy wiedzieć jak wrócić na ziemię.”4

    1Śrivatsa Ramaswami (2000), Yoga for the Three Stages of Life. Developing Your Practice As an Art Form, a Phisical Therapy, and a Guiding Philosophy,Inner Traditions, Rochester, s. 97.

    2T.K.V. Desikachar (1995), The Heart of Yoga. Developing a Personal Practice, Inner Traditions, Rochester, s. 26.

    3A.G. Mohan (2002), Yoga for Body, Breath, and Mind. A Guide for Personal Reintegration, Shambala, Boston & London, s. 138.

    4T.K.V. Desikachar (1995), op. cit., s. 27.

    Maciej Wielobób jest nauczycielem medytacji i jogi (na ścieżce od 1994 roku), prowadzi kursy nauczycielskie jogi, wykłada jogę i medytację na uczelniach. Jest też instruktorem kettlebell, trenerem przygotowania motorycznego i personalnym. Napisał 11 książek. Strona Maćka.

  • Amritanada Upaniszada: Upaniszada dźwięku nieśmiertelności ~ Nina Budziszewska

    Amritanada Upaniszada: Upaniszada dźwięku nieśmiertelności ~ Nina Budziszewska

    Amritanada Upaniszada (अमृतनाद उपनिषद्) należy do tradycji Jadźurwedy. Jest relatywnie krótkim traktatem, opisującym kilka kluczowych kwestii związanych z praktyką hatha jogi oraz tantry. Przede wszystkim upaniszada ta zajmuje się ukazaniem jogicznej wartości akszary, mistycznej sylaby OṀ, o najpotężniejszej mocy spośród innych dźwięków. To Oṁ staje się rydwanem, ciałem subtelnym, które niejako wiezie jogina do wyzwolenia.

    W dalszej kolejności pojawia się opis części jogi, odchodzący od ośmioskładnikowej jogi w rozumieniu Patańdźalego. Nie jest to niczym zdumiewającym ani nowym, już bowiem klasyczne upaniszady, definiowały jogę jako składającą się z 6 części. Brak tu jam i nijam – etyczne zachowanie jest dla jogina czymś oczywistym, zamiast asan występuje tarka – poznanie logiczne, oparte na wiedzy wedyjskiej, tę ostatnią mające jedynie za punkt startu. Nieznani autorzy Amritanada Upaniszady pokrótce opisują zatem praktykę 6 ang, części jogi, ogromną uwagę przypisując pratjaharze oraz pranajamie. A zatem:

    Mędrzec, medhawin, nim całkowicie wejdzie na ścieżkę jogi, najpierw winien zapoznać się z nauką śatr, przekazem wedyjskim.

    Przeczytawszy wszystkie święte księgi,
    wszystko dogłębnie przestudiowawszy,
    mędrzec pozostawił to na boku,
    ponieważ rozpoznał brahmana,
    podobnie jak porzuca się pochodnię,
    gdy dotrze się do światła.

    Dopiero w dalszym kroku, gdy jogin rozumowo pozna, czym jest cel jogicznej podróży, brahman, może wsiąść na szlachetny rydwan ciała i umysłu (odwołanie do Katha Upaniszady i słynnej alegorii rydwanu), jakim jest święty dźwięk OṀ. Przewodnikiem jogina staje się sam bóg Wisznu, natomiast obiektem koncentracji – Rudra (Śiwa). Rydwan dowozi jogina do rejonu boga Brahmy, boga-kreatora oraz skarbnicy Wed. Przechodząc przez ten teren, jogin nie kończy podróży i zdąża dalej, poza doświadczalne i boskie przestrzenie. Wkracza bowiem na własną ścieżkę, dostępną jedynie oświeconym, siddhom:

    Wsiadając na rydwan, jakim jest święta sylaba OṀ (AUṀ),
    posiadając Wisznu za woźnicę, czcząc Rudrę,
    adept podąża ścieżką prowadzącą w rejony Brahmy.
    Jednak u końca podróży opuszcza rydwan i podąża własną ścieżką.

    Na początku jogicznej drogi sylaba Oṁ, zwana w sanskrycie pranawą lub akszarą (niezniszczalnym, nieprzemijalnym), jest tylko zwykłym dźwiękiem, rezonującym podczas artykulacji. Dźwiękiem, który jogin wytrwale powtarza w celu koncentracji uwagi. Powoli jednak jogin odkrywa subtelne znaczenie i siłę pranawy – na pierwszy plan zaczyna bowiem wychodzić anuswara, nosówka, graficznie przedstawiana jako kropka nad sylabą . Ów subtelny (nad-)dźwięk, nadrzędny wobec wszelkiej artykulacji i innych zwyczajnych dźwięków, wynosi jogina ponad zmysłowo-mentalne doświadczenie w rejony ponad-boskie.

    Porzuciwszy słowo charakteryzowane przez rodzaj, liczbę itp.,
    [jogin] zdąża ku subtelnemu [ku ṁ], poza wszelką artykulację.

    Akszara-pranawa jest także pratjaharą, czyli uchwyceniem pięciu zmysłów oraz umysłu w ryzy koncentracji:

    Pięć własności zmysłów, mające za początek dźwięk, i niestabilny manas –
    – niech [jogin] usilnie rozmyśla nad tymi pętami atmana –
    – to zwane jest pratjaharą.

    Teraz następuje opis sześciu części jogi:

    Joga jest sześcioczłonowa:
    pratjahara, dhjana, pranajama, dharana, tarka i samadhi.

    Jak poprzez podmuchy [miechu]
    spalają się nieczystości minerałów i kamieni,
    tak samo poprzez dyscyplinę prany (oddechu)
    spalają się nieczystości (dosze) zmysłów.

    Wskutek pranajamy spaleniu ulegną dosze,
    poprzez [różne] dharany spalają się grzechy,
    Poprzez pratjaharę [następuje]
    pozbawienie podstawy gun, dopełnione przez dhjanę.

    Doprowadziwszy do zniszczenia grzechów,
    niech jogin rozmyśla nad jaśniejącym.
    Pranajama jest bowiem potrójna:
    wdech (puraka), wydech (rećaka)
    i wstrzymanie oddechu (kumbhaka), która jest jaśniejącym.

    Jako pomoc w medytacji służy recytacja wedyjskich mantr, wśród których prym wiedzie Gajatri mantra (z Rigwedy III,62,10: ॐ bhur bhuwah swah tat Sawitur warenjam bhargo dewasja dhimahi dhijo jo nah praćodajat – ॐ भूर्भुवः स्वः तत् सवितुर्वरेण्यं भर्गो देवस्य धीमहि धियो यो नः प्रचोदयात्)

    Towarzyszy temu: recytacja Oṁ, Gajatri mantra
    oraz inne religijne inkantacje.
    Oto jest prawdziwa dyscyplina oddechu.

    Rećaka jest pełnym wydechem, które opróżnia całkowicie płuca.
    Puraka, przeciwnie, polega na pełnym wdechu przez zwężenie [udźdźaji?].
    W końcu pojawia się kumbhaka – zatrzymanie wdechu i wydechu.

    Dharana, koncentracja uwagi, jest zatrzymaniem uwagi na umyśle (manasie) i jego modyfikacjach w postaci przeróżnych wyobrażeń o nacechowaniu tak emocjonalnym, jak i analitycznym (sankalpy). Pozwala to na objęcie kontrolą manasu, a tym samym poddanie go dyscyplinie buddhi, inteligencji, której główną funkcją jest dokonanie rozpoznania utożsamiającego jogina z atmanem-brahmanem. W ten sposób realizuje się samadhi.

    Rozmyślając o manasie i sankalpach
    [kreacjach mentalno-emocjonalnych],
    jogin posiadający [aktywną] buddhi
    koncentruje się w atmanie [lub: w sobie].
    Wtenczas pojawia dharana.
    Tarką zwane jest nieprzeczenie agamom
    [grupy tekstów religijnych, głównie śiwaickich].
    W ten sposób pojawia się samadhi.

    Teraz zostaje pokrótce objaśniona praktyka jogi:

    Dla praktyki jogi adept winien
    wybrać miejsce przyjemne i wygodne,
    jako podłoża użyć miękkiej trawy,
    w celu ochrony przed rozproszeniem uwagi
    winien inkantować mantry,
    siedzieć z twarzą zwróconą na północ,
    w asanie kwiatu lotosu, swastikasanie lub bhadrasanie,
    powietrze wypuszczać jednym nozdrzem,
    drugie nozdrze trzymając zatkane.
    Tym samym pobudza wewnętrzny ogień,
    a umysł koncentruje na dźwięku Oṁ.

    Teraz ukazanych zostaje kilka własności akszary:

    Akszara jest najświętszym dźwiękiem, niezniszczalnym,
    poza wszelką kategorią fonetyczną.
    Dzięki akszarze jogin rozpoznaje ukrytą drogę –
    bez ustanku winien zatem wymawiać oṁ.

    a także podstawowe wskazówki dla jogina dotyczące codziennego zachowania, dzięki czemu w toku nieustającej praktyki jogin dociera do atmana, przebywając uwagą bezustannie w atmanie:

    Jogin unika: strachu, zdenerwowania, lenistwa,
    nadmiernej ilości snu, nadmiernego czuwania,
    przejadania się i nadmiernego poszczenia.
    Pierwsze efekty widoczne są po 3 miesiącach [szybko!].
    W ten sposób poprzez atmana jogin myśli o atmanie,
    gdy osiągnął spełnienie (siddhi) poprzez umysł.

    A teraz kilka słów o pranach:
    czerwona prana zamieszkuje serce,
    żółta apana – okolice odbytu,
    mlecznobiała samana – pępka,
    żółtawa udana – gardła, a ognista wjana przenika całe ciało.

    Na koniec pojawia się wyjaśnienie nieśmiertelności, amrity, którą zawiera pranawa-akszara. Wprowadzając wewnętrzne oddechu-wiatry w pierwszą czakrę, a następnie kierując tę energię ku najwyższej czakre, jogin dociera do kresu, do nieśmiertelności, samadhi.

    Jogin, któremu udało się przeprowadzić subtelne wiatry
    przez mandalę [czakrę podstawy] ku szczytowi głowi,
    gdy umrze, to nie odrodzi się nigdy [wejdzie bowiem w stan samadhi].

    W ten sposób akszara okazuje się zarówno narzędziem wyzwolenia jako sylaba bezustannie powtarzana w praktyce, jak i celem praktyki. Akszara jest bowiem brahmanem, a także… rodzajem subtelnej świadomości, w którą jogin przeistacza swoją zwyczajną zmysłowo-mentalną świadomość…

    * * *
    Blog Autorki: https://atelierjogi.org/

  • Kilka słów o astrologii wedyjskiej ~ Natalia Stala

    Kilka słów o astrologii wedyjskiej ~ Natalia Stala

    Astrologia indyjska (dżjotisza), zaliczana jest do wedangi, czyli członów dodatkowych, czy pomocniczych, Wed. Same Wedy uznawane są za święte księgi hinduizmu. Dzielą się one na wiele różnych zbiorów, które z kolei można podzielić na teksty objawione (śruti), oraz te, które zostały stworzone przez ludzi (smryti). Wedanga przynależy do tej drugiej grupy. Oprócz tekstów dotyczących planet i gwiazd, zawiera również dzieła dotyczące gramatyki.

    Opisy astrologiczne pojawiają się już w pismach z okresu 1000-500 p.n.e. Mamy w nich system nakszatr (specyficzny dla indyjskiej nauki o planetach podział zodiaku na 27 części, tzw. domów księżycowych), czy astrologię elekcyjną (muhurta, polega na wyborze idealnej daty do rozpoczynania różnych działań, czy ważnych wydarzeń, takich jak np. ślub), opis poszczególnych jug(1), relacje Słońca i Księżyca (bardzo istotne w astrologii(, dni księżycowe (tithi), zaćmienia, konflikty planet. Nie używano wówczas jeszcze domów, a podstawę analizy stanowiła nakszatra Księżyca(2).

    W drugim wieku prognostyczna astrologia stała się popularna. W tekście Spudżidhwadży „Jawanadżataka” z 270 roku (3) (opracowanym na podstawie tekstów, które nie zachowały się do naszych czasów) pojawiają się już takie terminy jak: rasi (znak), warga (horoskop podziałowy), bhawa (dom), kendra (dom kątowy), trikona (trygon), ućća (egzaltacja), nića (upadek), dryszti (aspekt), joga (połączenie planet), daśa (okres), antardaśa (pod-okres). Wielce istotną postacią w rozwoju tej dziedziny był żyjący w VI wieku Warahamira. Napisał on „Bryhadżdżatakę” stanowiącą najobszerniejszy podręcznik astrologiczny. Mamy w nim już podział na 12 znaków zodiaku, nakszatry, pojawia się również opis godności planet, czy charakterystyka ich szkodliwości, oraz pomyślnego działania. Pierwszy raz planety zostają uporządkowane według kolejności związanej z dniami tygodnia, czyli: Słońce, Księżyc, Mars, Merkury, Jowisz, Wenus, Saturn, Rahu i Ketu(4).

    Kolejną bardzo ważną osobą był Paraśara (ok. VI w.). Przypisuje mu się autorstwo „Wielkiej horoskopii Paraśary” („Bryhatparaśarahora”), tekstu który stanowi do dziś niezastąpione źródło wiedzy o planetach. Tradycja uznaje go za ojca Wedawjasy, czyli osoby odpowiedzialnej za Mahabharatę (jeden z najważniejszych hinduistycznych tekstów należących do kategorii smryti, w którego skład wchodzi słynna i bardzo istotna Bhagawadgita). Według tradycji kulał z powodu urazu nogi, dlatego nazywano go Kuśtykającym Mędrcem. Co według legendy przyczyniło się do jego śmierci, gdyż nie udało mu się uciec przed stadem wilków. Paraśara odcisnął przeogromny wpływ na rozwój astrologii. Nawiązywał do niego nawet Al Biruni (XI w.).
    Andrzej Babkiewicz, który przetłumaczył na język polski fragmenty „Wielkiej horoskopii Paraśary” (5), wyróżnił podstawowe pojęcia pojawiające się w tym dziele, które na podstawie nauk, jakie ostatnimi czasy uzyskałam scharakteryzowałabym w następujący sposób:

    • karaka (sygnifikator, np. Księżyc jest naturalnym karaką matki);
    • arudha (czyli to jak się manifestuje dany dom w naszym życiu, jak widzą jego owoc ludzie, jak jest to odbierane w społeczeństwie);
    • upapada (arudha domu 12, czyli mąż/żona, kim jest, co się z nim dzieje, czy jest zablokowany przez malefiki, czy może wspierany przez benefiki);
    • maraka (coś, co zabija, kończy, powoduje problem, np. maraką domu 7 jest dom 8, dlatego może pokazać koniec małżeństwa, maraką domu 1 jest dom 2, czyli to jest to, co podtrzymuje ascendent, podtrzymuje nasze życie);
      bhagja (szczęście, dom 9 pokazuje naszą fortunę lub jej brak, szczegółowo należy w tej kwestii zanalizować nawamsę, czyli d9);
    • praśna (astrologia horarna);
    • klątwa (bardzo niepomyślny układ planet powodujący problemy, które mogą być uporczywe i wciąż powracać, albo uaktywnić się w pewnym momencie życia, wszystko zależy od tego, jak silne to uszkodzenie);
    • radżajoga (pomyślny układ planet, choć też dużo zależy gdzie ta radżajoga się znajduje);
    • awastha (stan planety);
    • asztakawarga (specjalna technika pokazująca siłę domów i planet);
    • daśa (pokazuje kiedy i jak długo dana planeta, bądź znak, wpływa na nasze życie);
    • wimśottari daśa (rodzaj daśy, której obliczanie związane jest z nakszatrami; oprócz niej istnieje bardzo wiele różnych sposobów podziału daś, np. narajana daśa, czy mula daśa, każda z nich ma swoje własne znaczenie i reguły interpretacji).

    Paraśara odcisnął przeogromny wpływ na rozwój astrologii. Nawiązywał do niego nawet Al Biruni (XI w.). Kolejnym niezmiernie istotnym tekstem jest Upadeśa-sutra Dżajminiego (XVII w.). Podobnie jak dzieło Paraśary stanowi podstawowe źródło wiedzy na temat astrologii. W jej skład wchodzi 1031 sutr.

    Dżjotisza jest uważana za wiedzę pochodzącą od Boga, dlatego nazywana jest „oczami wed”. Toteż osoba, która się nią zajmuje powinna żyć w sposób sattwiczny, czyli rozwijać w sobie dobre właściwości, dbać o umysł i po prostu nie krzywdzić.

    Przypisy

    (1) Jugi to 4 epoki składające się na istnienie całego świata. Każda ma swój czas trwania. Zgodnie z tradycją obecnie znajdujemy się w tzw. kali judze, czyli okresie trudnym, pełnym wyzwań, konfliktów, nieporozumień, upadku.
    (2) D. Pingree, Astronomy and Astrology in India and Iran, [w:] Isis – Journal of The History of Science Society (1963), 229–246
    (3)Tamże.
    (4)A. Babkiewicz, Indyjska horoskopia urodzeniowa na przykładzie tekstu Bryhatparasiarahory, [w:] Studia Indologiczne 14/2007.
    (5)Tamże.

    Blog Autorki: www.astrologiawedyjska.pl/
    Książka Autorki o astrologii wedyjskiej: https://astrolog.org.pl/biblioteka/biblioteka-pta/392-wprowadzenie-do-astrologii-indyjskiej-natalia-stala

  • 3 etapy uważnego przeżywania emocji ~ Maciej Wielobób

    3 etapy uważnego przeżywania emocji ~ Maciej Wielobób

    Jednym z ważnych elementów pracy na rozwojowej czy duchowej ścieżce jest nauka radzenia sobie ze swoimi emocjami. Poza pewnymi wyjątkami praca w życiu codziennym jest trudniejsza niż w praktyce formalnej, ponieważ wychodzimy z bezpiecznego laboratorium naszej maty do jogi i poduszki do medytacji. Jednakże jak najbardziej możemy przenieść w codzienne zmagania prawidła medytacyjnej pracy z przeżyciami, które przedstawiam poniżej w 3 etapach.

    1. Rozpoznaj emocję, zaakceptuj ją i pozwól sobie ją przeżyć!

    Pierwszym krokiem jest przyznanie się przed samym sobą, że doświadczamy jakiegoś przeżycia. Nie cenzuruj tego, co czujesz. Być może niekoniecznie chciałbyś się pochwalić tym przed innymi, ale nie obwiniaj się o swoje emocje, wynikają one po prostu z różnego rodzaju uwarunkowań, których doświadczyłaś(eś). Zaakceptuj tę emocję, życzliwie ją przyjmij i, nie oceniając jej, nie nazywając, nic jej nie ujmując, ani nie dodając, pozwól sobie ją przeżyć taką, jaką jest.

    2. Uruchom uważność!

    Gdy pozwolisz sobie doświadczyć danej emocji, nie podążaj za nawykową reakcją, a chwile się zatrzymaj nad tym doświadczeniem. Bądź obecna(y) – zarówno w doświadczeniu na poziomie psychologicznym, jak i w tym, co się dzieje z Twoim ciałem i oddechem. Nie prowadź jednak analizy, po prostu obejmij te wszystkie procesy swoją uważnością, niejako rozlej po nich swoją uwagę.

    3. Porzuć identyfikację z przeżyciem!

    Gdy doświadczamy silnych przeżyć, takich jak lęk czy gniew, jesteśmy w stanie zaprzeczyć swojemu systemowi wartości i z owego lęku czy gniewu uczynić w danym momencie najwyższą wartość. Ważniejszą np. od dobra naszych bliskich czy czegokolwiek, co naprawdę jest ważne dla nas. Podejmujemy wówczas automatyczne działanie, w pełni utożsamiając się ze swoimi emocjami. Automatycznie działamy też doświadczając wielu emocji, które nie są bardzo nasilone. Gdy jednak porzucamy identyfikację z przeżyciem, nie utożsamiamy się z nim, możemy powstrzymać się od nawykowej, automatycznej reakcji, ale i w zdrowy sposób oddzielić się od źródła tej emocji.

    Nie należy mylić nieidentyfikowania się z przeżyciem z wypieraniem go. Gdy wypieramy – nie dopuszczamy do siebie emocji lub odcinamy się od nich. Z kolei porzucając utożsamianie się – pozwalamy sobie przeżyć emocję, akceptujemy ją, ale nie podążamy za automatyczną reakcją, zachowujemy autonomię.

    Gdy nauczymy się w taki sposób przyjmować przeżycia, kolejnym krokiem jest nauczenie się odpowiedniego kierowania nim dalej, co w wielu wypadkach może oznaczać uczenie się komunikowania innym swoich przeżyć i potrzeb. Powodzenia!

    * * *
    Artykuł pierwotnie opublikowany na stronie Maćka: maciejwielobob.pl.

  • Astma oskrzelowa a praktyka pewnych technik jogi. Śrivatsa Ramaswami

    Astma oskrzelowa a praktyka pewnych technik jogi. Śrivatsa Ramaswami

    W jednym z artykułów, który niegdyś napisałem, wspominałem o zastosowaniu neti, nadi śodhany, kapalabhati i pokrewnych technik, aby utrzymać górne drogi oddechowe w dobrej kondycji i radzić sobie z ich dolegliwościami, takimi jak zapalenie zatok, nosa, chroniczne kichanie, itp. W neti stosujemy wodę lub sznureczek/ cewnik do oczyszczania górnych dróg oddechowych. Z kolei nadi śodhana działa podobnie jak neti, lecz używa powietrza jako czynnika oczyszczającego. Dolne drogi oddechowe mają swoje odrębne właściwości. Powietrze ogrzane i nawilżone w górnych drogach oddechowych dostaje się do tchawicy i przepływa przez oskrzela do płuc. Oskrzela są stosunkowo wrażliwym narządem i podczas oddychania kurczą się i rozkurczają. Niektórzy jogini, którzy zajmują się zarówno jogą, jak i współczesną medycyną sugerują, że kurma nadi wspominana w tekstach jogicznych odnosi się do odcinka oskrzelowego systemu oddechowego.
    To wrażliwe nadi stwarza problemy u niektórych osób. Oskrzela rozkurczają się i kurczą w trakcie wdechu i wydechu u zdrowych ludzi w normalnym tempie. Lecz u niektórych kurczą się podczas wydechu, ale nie rozprężają się wystarczająco podczas wdechu lub nawet pozostają przykurczone przy wdechu ograniczając swobodny przepływ powietrza. Z powodu zwężenia tego odcinka dróg powietrznych słychać charakterystyczny dla astmatyków świszczący dźwięk. Te skurcze w niektórych ciężkich przypadkach mogą być ciągłe, lecz u wielu astmatyków są sporadyczne.

    Młody Śrivatsa Ramaswami zapowiada publiczny wykład swojego nauczyciela, Tirumalai Krishnamacharyi (1888-1989)

    Przyczyna tego stanu jest często przypisywana alergenom. Niektóre alergeny, jak pyłki, kurz, orzeszki ziemne, sierść kota czy nawet łupież małżonka, powoduja reakcję w ośrodku oddechowym, w wyniku której impulsy pochodzące z nerwu błędnego, który kontroluje oskrzela, powodują ich skurcz. Podczas gdy u większości ludzi tak się nie dzieje, to taka przesadzona reakcja występuje u astmatyków. Konwencjonalne podejście do rozwiązania tego problemu jest dwojakie. Jedna możliwość to znaleźć te rodzaje pożywienia i substancje, które powodują zmianę chorobową i wypracować w stosunku do nich vairagję (nieprzywiązanie). Zalecane jest cnota powstrzymania się. „Trzymaj się z dala od drażniących alergenów” – brzmi zalecenie. Inne podejście, to znaleźć te różne substancje, na które dany człowiek jest uczulony i wstrzyknąć małe dawki alergenów do organizmu. Przy odrobinie szczęścia, z czasem pacjent wytworzy odporność na te substancje, której wcześniej nie posiadał.

    Czasem stosuje się tymczasowe rozwiązanie w postaci leku, głównie po to, by rozkurczyć oskrzela. Takie lekarstwa są dostępne u alopatycznych lekarzy, specjalistów ajurwedy oraz jako domowe leki. Moja babcia przyrządzała mieszankę kilku ziół, kurkumy, pieprzu, bazylii, cynamonu i kawałka suszonego daktyla (dla poprawy smaku). Zatem unikanie alergenu, wytwarzanie sztucznej odporności oraz czasowe środki łagodzące objawy są metodami leczenia dostępnymi dla milionów tych, którzy cierpią z powodu tej utrudniającej życie choroby, jaką jest astma oskrzelowa.
    Lecz jogini idą o jeden krok dalej i twierdzą, że astma jest zaburzeniem funkcjonalnym.
    Uważają, że nawet jeśli alergeny są bezpośrednią przyczyną wystąpienia objawów, to przyczyną leżącą u podstawy choroby jest nagła, anormalna czynność motorycznooskrzelowa jądra nerwu błędnego w rdzeniu przedłużonym. Obce białko, drażniący alergen, wywołuje nadmierną reakcję u astmatyka, kiedy jądro motoryczne nerwu błędnego jest drażliwe i niestabilne, przez co wytwarza skurcz oskrzeli. Osłabienie układu współczulnego również przyczynia się do tej choroby. Jest to niewłaściwe funkcjonowanie ośrodka oddechowego. W języku joginów nazywa się to zaburzeniem (prana prakopa) pranamaja kośa (tzw. powłoki siły życiowej w koncepcji pięć powłok atmana).

    Tak więc, zamiast radzić sobie z problemem objawowo, jogiczne sposoby działania starają się bezpośrednio naprawić i wpłynąć na nieprawidłowość. Jednym z nich jest wyjątkowa technika nazywana oddechem ujjayi. Kiedy ją stosujemy struny głosowe są zbliżane do siebie przy użyciu głębokich mięśni ktani i głośni, a praktykujący oddycha przez wytworzoną szczelinę, wydobywając charakterystyczny szumiący dzwięk Ujjayi. Na codzień nie używamy tych mięśni w taki sposób. Podczas gdy jogini są zaznajomieni z tą techniką oddychania, dla wielu innych jest ona obca. Ale utrzymujac struny głosowe w zbliżeniu przez dłuższy czas, wykonując wdechy i wydechy ujjayi, zyskujemy znaczną kontrolę nad tymi mięśniami. Ponieważ oskrzela są kontrolowane przez ten sam nerw błędny, zyskalibyśmy kontrolę nad mięśniami aktywującymi oskrzela. W zasadzie uzyskujemy optymalny efekt, jeśli poprawnie wykonujemy ujjayi przy jednoczesnym zastosowaniu właściwej jalandhary badhy. W tej bardzo potężnej bandże broda jest opuszczana w dół, aż spocznie na mostku, a cała klatka piersiowa unoszona poprzez prostowanie kręgosłupa. W takim ułożeniu można oddychać kontrolując przepływ powietrza na całej długości dróg oddechowych, bardzo blisko oskrzeli, kurma nadi. Kilka dni uważnego ćwiczenia tej niezwykłej techniki pomoże wypracować bardzo dobrą kontrolę nad mięśniami dolnych dróg oddechowych. Oddech ujjayi będzie wydawał się bardzo nienaturalny dla nie-joginów. Dalsze wydłużone, celowe zwężenie tej okolicy będzię również stymulowało układ współczulny do wysyłania impulsów otwierających oskrzela, a układ współczulny także zostanie wzmocniony. Wzmocnienie tego układu pomoże rozkurczyć oskrzela podczas normalnego oddychania. Bez większego wdawania się w szczegóły techniczne można powiedzieć, że takie przeprogramowanie wykonywane wystarczająco długo pomoże astmatykowi w polepszeniu jakości oddychania oraz w złagodzeniu i zmniejszeniu częstotliwości ataków, a w niektórych przypadkach do powrotu do pełnego zdrowia. Razem ze stosowaniem odpowiedniej diety, obniżeniem poziomu stresu i innymi bliskimi jodze zmianami w stylu życia, a także przy regularnej praktyce, można się, przy odrobinie szczęścia, całkowicie uwolnić od utrudniających życie ataków astmy. Ujjayi bardzo przypomina oddychanie astmatyka. Innym towarzyszącym problemem jest chroniczny suchy kaszel. Rozwiązaniem tutaj mogłoby być ostrożne praktykowanie bhastriki, która stymuluje kaszel.

    Innymi ćwiczeniami, które mogą przynieść dużo korzyści są, jak łatwo można zgadnąć, pozycje odwrócone, szczególnie stanie na głowie. Kiedy pacjent jest już w miarę zdrowy i silny można próbować stania na głowie i jego wariantów przy lub bez użycia pomocy. Stanie na głowie, jak wspominałem w moich publikacjach, pomaga kierować płyn mózgowo-rdzeniowy do komory mózgu w celu stymulacji wydzielin przysadkowych, które pomagają w produkcji adrenaliny, hormonu, który kiedyś podawano astmatykom. Pozycja ta również odżywia nerwy rdzeniowe, które pomogą we właściwym funkcjonowaniu wegetatywnego układu nerwowego, co daje zdrową kontrolę nad oskrzelami. Krótkie przebywanie w sarvangasanie jest również pomocne, ponieważ daje naturalną jalandhara bandhę oraz nadaje dobrą jakość oddychaniu ujjayi. Można także spróbować wspomaganej sarvangasany – czyli półświecy (viparitakarani).

    Dobre rezultaty daje też praca nad mięśniami wspomagającymi oddychanie. U astmatyka mięśnie klatki piersiowej mają tendencję do sztywnienia, co spłyca oddychanie. Ćwiczenia rąk oraz klatki piersiowej są bardzo pomocne w pozbyciu się uczucia ucisku w obrębie klatki. Dobrze jest skorzystać z vinyas rąk oraz parśva bhangi w sekwencji Tadasany w mojej książce „The Complete Book of Vinyasa Yoga”. Wiele z tych ćwiczeń może być wykonywanych nawet na siedząco, a niektóre nawet na leżąco, w zależności od sprawności i stanu pacjenta. Śpiewanie (np. w łazience), śpiewna recytacja na całe gardło (prabalam adhiyita) oraz czytanie na głos (ze słuchaczami lub bez) są również pomocne.

    Joga może być bardzo przydatna dla astmatyków jako pomocnicza terapia, którą można stosować równolegle do już podjętego leczenia medycznego: alopatycznego, ajurwedycznego, czy jakiekolwiek innego. Zazwyczaj dobrym pomysłem jest rozpoczęcie leczenia astmatyka w okresie, kiedy zanieczyszczenia atmosferyczne są najmniej dokuczliwe, a ataki astmy są minimalne. Można zacząć od ćwiczeń pomocniczych mięśni, a później uczyć kapalabhati, potem bhastrika oraz oddechu ujjayi i zatrzymania oddechu, w miarę możliwości pacjenta. Kiedy ów poczuje się w miarę komfortowo, można spróbować którejś z odwróconych pozycji z pomocą. Z czasem, w miarę regularnej praktyki, prawie każdy wykazuje poprawę. Siła i częstotliwość ataków zmniejsza się.

    Kiedy zacząłem uczyć w połowie lat siedemdziesiątych, przy błogosławieństwie mojego guru, nauczałem jogi grupki astmatyków w pobliskim szpitalu. Pacjenci mieli pomiędzy 8 a 60 lat. Spotykałem się z każdym z nich oddzielnie raz w tygodniu przez około 8 tygodni, ucząc ich powoli i stopniowo. Nie prowadziłem żadnej dokumentacji, ale później, kiedy spotkałem ich lekarza wyglądał na całkiem zadowolonego. Wspomniał, że wielu z nich wykazało poprawę w ciągu roku i było możliwe zmniejszenie dawki, a w jednym, czy dwóch przypadkach odstawienie lekarstw. Ich pojemność życiowa płuc znacząco się zwiększyła. Jednym ważnym aspektem terapii jogą jest to, że pacjent jest w nią w całości zaangażowany. Jeśli podaje się jedynie lekarstwa, pacjent staje się pasywnym i bezsilnym uczestnikiem. W terapii jogą pacjent jest w pełni zaangażowany, a kiedy zauważa poprawę, dostaje psychologiczne wzmocnienie w postaci poczucia sukcesu, co pomaga mu regularnie praktykować i dbać o siebie. Powoli jest on w stanie przezwyciężyć rozpacz i bezsilność związaną z tymi atakami i przyjmuje bardziej pozytywne nastawienie. Zaczyna czuć, że jest w stanie sprostać wyzwaniu.

    Kiedy ktoś pyta mnie, czy joga ćikitsa (terapia jogą) działa na astmę oskrzelową, odpowiadam, że tak. Sam byłem astmatykiem jako nastolatek. Odkąd zacząłem naukę u mojego guru stałem się – odpukać – wolny od ataków, już od 50 lat. Dzieci z rodzin, których członkowie mają astmę mogą niesamowicie skorzystać z właściwej praktyki jogi, jeśli zaczną praktykować odpowiednio dostosowaną do siebie jogę we wczesnym okresie życia.

    – –
    Aczaria Śrivatsa Ramaswami jest jednym najwybitniejszych żyjących nauczycieli jogi, uczył się u “ojca współczesnej jogi” Śri Krishnamacharyi przez 33 lata. Napisał 4 książki o jodze, jak również nagrał w Indiach około 40 płyt z recytacją wedyjską.
    Strona acharyi Ramaswamiego: http://www.vinyasakrama.com

    Tłumaczenie: Jakub Preisner
    Tekst pierwotnie ukazał się na portalu Joga ABC, a tutaj trafił w wyniku połączenia się portalu z naszym blogiem 24.04.2025.